Dookoła Alp 1995 Japonia 1996 Dookoła Polski 1997 Madagaskar 1998 Wielki Kanion 1999 Kuba 2001 Meksyk, Belize, Gwatemala 2005 Sri Lanka 2006 Krym, Mołdawia, Rumunia 2008 Korsyka i Sardynia 2009 2021 2022 2023 Sorry, your browser does not support inline SVG.
Prysznic pod prądem

Po obiedzie w drogę. Bardzo duży ruch na drodze, zabójcze prędkości aut, samowolka w parkowaniu i wyprzedzaniu, a co drugie auto to autobus albo stara ciężarówka kopcąca ponad wszelkie normy. "Marszrutki" to dobry wynalazek tylko nie dla rowerów na drodze - zajeżdżają drogę, a pasażerowie nie zwracają uwagi gdzie wysiadają lub "na kogo". (Marszrutka to mikrobus przystosowany do przewozu około 10-15 pasażerów. Jest to najpopularniejszy i najwygodniejszy sposób poruszania się na krótkich dystansach)

Pogoda tego dnia była idealnie rowerowa. Nie mogliśmy napatrzeć się na bezkresne, kolorowe łąki. Zdarzały się całe pokryte makami - widać je było już z samolotu! Droga generalnie była płaska. Nazwałabym ją uczciwą - jeśli był podjazd to zaraz był zjazd. Na ten dzień zaplanowaliśmy odcinek około 44 km by się rozjeździć. Niestety nastąpił brak synchronizacji przewodnika z "realem" i w Biełagorsku nie było ani hotelu ani żadnego innego noclegu. Nie byliśmy zachwyceni koniecznością rozbijania namiotu. Igor podjechał do grupki młodych osób zapytać o hotel i usłyszał, że właśnie przed pozostałościami po hotelu stoimy :-( Jeden z chłopaków wyjął telefon i próbował dzwonić do swojej bursy. Nikt nie odbierał. Poprosiłam by pokazali nam gdzie to jest. Bursa niejednego by odstraszyła, ale dla nas okazała się zbawieniem: dobry pokój, sedes w toalecie, gorący prysznic. Czego chcieć więcej po całym dniu jazdy? No może tego by prysznic nie był jednocześnie podłączony pod prąd! Ale kopał bardzo delikatnie ;-) Za to obsługa jak w hotelu 5*- wniesiono nam bagaże, spytano czy wiemy gdzie jest sklep, a rano czy jesteśmy wyspani. Czuliśmy się tam wspaniale. Pierwszy dzień 54km.

Rano wyjechaliśmy o 8:00. Słońce dawało się już nieźle we znaki. Pierwsze kilometry były straszne - zakwasy nie pozwoliły cieszyć się czymkolwiek. Ale po około 10 km jechało się już świetnie. I znowu te niesamowite krymskie łąki odciągały wzrok od patrzenia pod koła. Trudno opisać te kolory: czerwone, fioletowo-czerwone, albo fioletowo-białe, niebieskie, różowe i żółte. Nie jestem botanikiem, ale te rośliny, które rozpoznałam to: maki, rumianek, margaretki, kocanka, polne dzwonki, ostróżki w kilku odcieniach fioletu i różu, koniczyna w 3 kolorach, powoje białe i różowe, dziurawiec, dziewanna, resztki rzepaku, groszku pachnącego, jasnota, bluszczyk, odętka, lucerna i wiele gatunków traw.

Po podjechaniu pod małą górkę, 5 km za Biełogorskiem, zaraz przy drodze stoi sobie Trans Hotel. Dziwne, że nikt z miasteczka o nim nie wiedział.

Podczas dalszej trasy były podjazdy nawet 13%. W kilku miejscach siedzieli miejscowi sprzedający owoce swojej pracy: truskawki, czereśnie, miód. Przed Starym Krymem zaczęłam się czuć kryzysowo. Przez 1,5 roku nie jeździłam rowerem i teraz to odczuwam. Na szczęście Igor zauważył remontowany, przydrożny barek. Okazał się fajnym miejscem wśród drzew: kilka stolików, ławek i obsługujące, miłe panie. Igor zamówił dzbanek herbaty i cziburieki (płaskie placki z mięsnym nadzieniem w środku smażone na głębokim oleju) Niebo w gębie! Odpoczęliśmy godzinkę i siły wróciły.