Dookoła Alp 1995 Japonia 1996 Dookoła Polski 1997 Madagaskar 1998 Wielki Kanion 1999 Kuba 2001 Meksyk, Belize, Gwatemala 2005 Sri Lanka 2006 Krym, Mołdawia, Rumunia 2008 Korsyka i Sardynia 2009 2021 2022 2023 Sorry, your browser does not support inline SVG.
Przez karpackie przełęcze

O 6.00 rano jest mokro i wieje zimny wiatr, ale nie pada. Pierwszy raz na tym wyjeździe jedziemy w długich rękawach. W miastach trzeba uważać na studzienki ściekowe. Są to studzienki w dosłownym tego słowa znaczeniu i co prawda nie aż takie wielkie by wpaść razem z rowerem, ale dalszą podróż mogą skutecznie uniemożliwić. Jedzie się szybko – droga jest dobra więc nie tracimy sił na wybojach. Co kawałek ekipa drogowców remontuje kolejne odcinki drogi. Do Guru Humorului dojeżdżamy w dwie i pół godziny. Skręt do Voronetu więc już tylko 4 km. Jedzie się przez wioski z bardzo ładnymi domami. Są i stare i nowe ale wszystkie zrobione gustownie. Nadal częstym widokiem są też studnie. W Voronecie wchodzimy do zabytkowego monasteru wpisanego na listę UNESCO (wstęp 3 RON, robienie zdjęć 10 RON). Rzeczywiście budowla jest piękna, pokryta z zewnątrz pięknymi freskami, choć wiele z nich czeka jeszcze n renowację. We wnętrzu równie piękne freski i przepiękny ikonostas. Przed świątynią oczywiście komercja ale można w niej uczestniczyć lub nie.

W samą porę zatrzymujemy się na obiad, bo po chwili jest oberwanie chmury. Po godzinie się przejaśnia. Niestety na stałe już w krajobraz dróg wpisały się remonty. Dużo ciężarówek, busów - ruch, hałas i smród spalin. Za Campulung Moldovenesc dostajemy brawa i pozdrowienia od ekipy wózka kolejowego remontującej tory. Nie macie pojęcia jakiego przypływu sił dostałam :-)

Kilka razy jeszcze tego dnia łapie nas deszcz. Roboty drogowe nie mają końca. Pojawił się asfalt - hm co za niespodzianka! Przed samym podjazdem zakładamy kurtki bo znowu zaczyna kropić. Wsiadamy na rowery i pojawia się wiatr. Myślę sobie "no pięknie, jeszcze droga powinna się skończyć". No i wykrakałam - za zakrętem światła do "mijanki" bo znowu roboty drogowe. Niebezpiecznie, bo jedzie się po szutrze, rowerami nie zdążamy przejechać zanim puszczą auta z drugiej strony a raczej nie ma pobocza by zjechać. Jadę i klnę - jak można całkowicie rozgrzebać główną drogę robiąc ją tak niebezpieczną! Na przełęcz wjeżdżamy źli, głodni i trochę zmarznięci. Decydujemy się na nocleg. Czyściutki pensjonacik (stanowczo za czysty na nasze obłocone rowery i bagaże), który wyróżnia się spośród innych starannością i estetyką wykonania. Na parterze restauracja, więc mamy gdzie zjeść ciepłą kolację. Nocleg 100 ron/pokój. Przez cały wieczór i noc nie czujemy komfortu termicznego - przyzwyczajeni do 35 st. i więcej nagle mamy stopni 17. Po kolacji kąpiel rowerów pod prysznicem. Na pisanie nikt nie ma ochoty. Skok pod ciepłą kołderkę i prawie od razu zasypiamy. Jedna myśl nie daje mi tylko spokoju, pochłania mnie i gnębi: świadomość, że jutro, razem z pierwszym depnięciem na pedały zacznie się zjazd!
Dystans 100km

I faktycznie – jest zimno ale ubrani w kurtki czujemy pęd powietrza! Dzisiaj już wiem, że dla takich chwil męczę się i znoszę ból pleców.
Widoki na samej przełęczy są nieziemskie - wysokie góry i droga, a miedzy nimi kłęby porannej mgły - jakby się było gdzieś nad chmurami! Niestety pęd z górki nie trwał długo - znowu remonty. W miejscowości Mestecanis odbijamy w drogę nr 18. Ruch prawie zanika. Przejeżdżamy przez bardzo ładne i ciekawe wioski, np. Ciocanesti. W miejscowości tej jest trochę noclegów. Potem pod koniec wioski Carlibaba jest nowy hotel z restauracją. Kolejna przełęcz na naszej trasie to 1416 metrowa p. Prislop. Podjeżdżamy prawie pół dnia by zjechać w dół w godzinkę. Wysokie góry porośnięte są świerkami tak równo, że wydaje nam się, jakbyśmy spoglądali na połacie skrzypów polnych. Cisza, spokój, czasami samochód przejedzie, czasami jakaś chata przy strumyku, czasami zwózka drewna. I tak kilkadziesiąt kilometrów. Pełnię szczęścia ze zjazdu psuje trochę stara, dziurawa nawierzchnia. Trzeba bardzo uważać. Mimo to, udaje nam się rozglądać na boki i podziwiać przepiękne widoki (tak mi się zrymowało). Zjeżdżamy do miejscowości Borsa która zdaje się nie mieć końca - ciągnie się przez ponad 7 km. Ponieważ jest tu wyciąg narciarski i park narodowy zrobiło się z tej miejscowości zagłębie turystyczne. Widać to chociażby po ilości miejsc noclegowych i restauracjach. Jedziemy jeszcze 10 km i zatrzymujemy się w motelu w miejscowości Moisei. Pokój dwuosobowy 70 ron. Rowery zostają na korytarzu a przyczepka razem z naszym praniem ląduje na balkonie. Restauracja na miejscu więc ze śniadaniem nie będzie problemu. Odczuwamy dzisiejszy podjazd więc o 23.00 idziemy już spać. Dystans 95 km.