Dookoła Alp 1995 Japonia 1996 Dookoła Polski 1997 Madagaskar 1998 Wielki Kanion 1999 Kuba 2001 Meksyk, Belize, Gwatemala 2005 Sri Lanka 2006 Krym, Mołdawia, Rumunia 2008 Korsyka i Sardynia 2009 2021 2022 2023 Sorry, your browser does not support inline SVG.
Przez Włochy do Szwajcarii
W drodze do Włoch pokonuję dwie małe przełęcze: Col de Castillon (706 m n.p.m.) i Col de Vescavo (477 m n.p.m.). Dojeżdżam do tunelu pod Col de Tende, którym chciałem przedostać się do Włoch. Niestety, rowerem nie wolno tu wjeżdżać.
Nie pozostaje mi nic innego jak podjazd na Col de Tende. Dobre sobie - podjazd. Po kilkuset metrach kończy się asfalt i zaczyna się droga szutrowa, po której nie da się jechać z moim bagażem i oponami szosowymi. Muszę więc prowadzić rower, ale na przełęcz docieram dopiero następnego dnia. Noc spędziłem dość niekonwencjonalnie, bo rozbiłem namiot wewnątrz jakiegoś starego, zrujnowanego domu. Traperski nos powiedział mi, że w pobliżu musi być źródło wody i faktycznie było.

Z przełęczy (1871 m n.p.m.) po 20 kilometrach zjazdu asfaltową drogą, gładką jak stół (to już Italia) pędzę w kierunku Turynu. Po drodze przejeżdżam pod łukiem triumfalnym w Savigliano. Ale chyba zapeszyłem. W Turynie oberwanie chmury. Nocuję w schronisku młodzieżowym Ostello Torino, w którym jak się później okazało łatwo stracić swój dobytek. Ja straciłem prawie 300 dolarów, ale złodziej był na tyle miłosierny, że się ze mną podzielił. Zostawił mi w portfelu prawie 200 dolarów. Byłem wściekły. Ale najbardziej na siebie, że nie byłem dość ostrożny. Mądry Polak po szkodzie. Ten incydent kompletnie mnie załamał. Wydawało mi się, że jest to zbyt mała suma, aby kontynuować wyprawę i myślałem już, jak najkrótszą drogą dotrzeć do domu. Jednak gdy emocje trochę opadły stwierdziłem, że zaryzykuję i pojadę dalej według planu. Przez kilka późniejszych dni ta kradzież nie daje mi spokoju. Nie mogę się z tego otrząsnąć.

Docieram do Como, gdzie znajduje się piękna gotycka katedra. Jadąc nad brzegiem Lago di Como w kierunku Szwajcarii, podziwiam urok tamtejszych wiosek pełnych zabytkowych rezydencji zwanych tu villa. Od Chiavenny zaczyna się podjazd na Malojapass (1817 m. n.p.m.) początkowo łagodny, ale później…
Całe szczęście, że stromy odcinek nie był zbyt długi. A z drugiej strony przełęczy spotyka mnie zaskoczenie: bardzo "płaski" zjazd. Przejeżdżam przez St. Moritz - jedno z najbardziej snobistycznych miast w Europie. Jeśli się ma dużo pieniędzy, to koniecznie trzeba przyjechać tu zimą i zatrzymać w najdroższym hotelu. To należy do dobrego tonu, a przy okazji można spotkać np.: Arnolda Schwarzennegera.

Następny dzień był ciężki. Najpierw 14 kilometrów podjazdu na Umbrailpass (2503 m n.p.m.), gdzie spotykam grupkę kolarzy z Czech. Częstują mnie piwem zmrożonym w leżącym tu śniegu.

Teraz zjazd. Czterdzieści zakrętów. Pędzę jak szalony. Wyprzedzam samochody. Niektórzy kierowcy nawet zjeżdżają na pobocze, abym mógł ich wyprzedzić. To jest dopiero kultura jazdy! Po krótkim pobycie w Szwajcarii znowu jestem we Włoszech. Potem ruszam dalej, na drugą pod względem wysokości przełęcz w Alpach: Passo dello Stelvio (2758 m n.p.m.). Z góry zjeżdża właśnie kilkudziesięciu kolarzy uczestniczących zapewne w jakimś maratonie. Przez ten maraton na przełęczy tłok taki, jak w centrum jakiegoś miasta.