19.06.2009
Po 50 minutach płynięcia miasteczko Santa Teresa di Gallura wita nas na Sardynii. Poznawanie tej włoskiej wyspy zaczynamy od wizyty w barze. Hmm, miało być taniej niż na Korsyce… ale jakoś nie jest.
Wyjeżdżamy z miasteczka kierując się na Sassari. Jakoś mi dzisiaj gorąco. Igor uzmysławia mi, że jeszcze się dzisiaj nie smarowałam filtrem UV. No tak, rano stwierdziłam, że podczas spaceru po Bonifaccio nic mi nie będzie, więc trochę wyrównam opaleniznę. Jakoś dziwnie szybko kilka godzin minęło bez filtra zatem smaruję się nim teraz pod bacznym okiem męża.
Przez 20 kilometrów nic się nie dzieje. Widać tylko śmieci przy drodze. Gdyby nie to, że jest zielono i czasami między drzewami prześwituje niebieski kolor morza, pomyślałabym, że pedałujemy po Krymie stepowym. Prosta droga, nic nie ma ciekawego dookoła, słońce świeci niemiłosiernie, a ja czuję, że jestem nieźle poparzona. Zatrzymujemy się pod zadaszeniem przy jakiejś stacji benzynowej. Jest po godzinie 16:00 i Igor ucina sobie drzemkę. Ja dosmarowuję się filtrem 60 UV i nadrabiam zaległości w pisaniu. Spoglądam co chwilę na drzemiącego Igora i myślę sobie: „a jeśli śni mu się zimny napój i deser lodowy? Może też zamknąć oczy i chociaż wyobrazić sobie coś innego niż ciepła mineralka w worku do picia?” Po godzinnej przerwie postanawiamy jechać dalej do najbliższego kempingu. Jadąc staram się wjeżdżać w każdą łatę cienia na drodze, by choć na chwilę przestały mnie piec ręce i nogi. Czy na każdym wyjeździe musi mnie dopaść przerwa w rozumnym myśleniu? Zachowałam się tak, jakbym pierwszy raz była rowerem w ciepłym kraju.
Na kempingu Valledoria (www.lafoce.eu) pierwszą czynnością, którą robimy jest kupno czegoś zimnego do picia. Zimną puszkę z napojem toczę po swoich poparzonych nogach i rękach co daje chwilową ulgę. Jest już po godzinie 20:00, ale dla miłych dziewczyn w recepcji nie stanowi to problemu by nas zameldować. Płacimy 17,5 Euro za pakiet „2 osoby i namiot lub karawan”. Dostajemy darmową mapę Sardynii 1:230000 i przewodnik po sardyńskich kempingach. Obsługa, jak i sam kemping super. Posiadają tutaj Internet, więc sprawdzamy co słychać w Polsce.
Na szczęście pod prysznicem jest w miarę chłodna woda, więc swobodnie mogę umyć moje poparzenia. W dniu dzisiejszym moim najlepszym przyjacielem okazuje się Panthenol. Igor patrzy od kilku godzin na moje poczynania, z rezygnacją kiwa głową i nic nie mówi.