Trasa (340 km):
Jelenia Góra - Świebodzice - Świdnica - Dzierżoniów - Ząbkowice Śl. - Nysa - Racibórz - Jastrzębie Zdrój - Pszczyna - Wadowice
Ranek nie należał do zbyt przyjemnych. Nie wyspałem się, bo pod oknami stał samochód „wilk”. Z częstotliwością co pół godziny wył przeciągle, zmieniając tony i „melodie”, a pobudka była o 6:30.
Rozkręcałem się bardzo powoli. Zapewne miała na to wpływ świadomość, że do przejechania mam jeszcze 340 kilometrów. A jak przeliczyłem to sobie na godziny jazdy, to chęci do pedałowania wyraźnie opadały. Tego dnia kilkakrotnie zadawałem sobie pytanie: „Po co to robię?” Czasem wręcz przeklinałem dzień, kiedy wpadłem na ten pomysł. Zresztą podczas jazdy miałem mnóstwo czasu na przemyślenie wielu rzeczy.
Góry dały mi się tego dnia mocno we znaki. Resztę zrobił upał. Po drodze dwa razy musiałem położyć się na pół godziny i zdrzemnąć, bo czułem się nie najlepiej. Chwila drzemki dawała mi nowy zasób energii, ale zawsze najlepiej jechało mi się wieczorem. Powodem tego był przyjemny chłodek i świadomość, że zostało jeszcze tylko kilka godzin jazdy lub kilkadziesiąt kilometrów. To dodawało skrzydeł. Jest tylko jeden minus jazdy wieczorem: w ciemnościach nie widać dziur w jezdni.
Przyjechałem do hotelu w Wadowicach dawno po zmroku. Był to hotel wojskowy, więc zostaliśmy przywitani przez żandarmów, którzy nie za bardzo byli w stanie zrozumieć o co chodzi. Jakiś kolarz, dwa samochody - to za dużo na zmęczone głowy.