Trasa (455 km):
Bielsk Podlaski - Białystok - Augustów - Suwałki - Węgorzewo - Bartoszyce - Elbląg
Nadszedł czwartek 28 sierpnia - najdłuższy etap - 455 km do Elbląga. Nie mogę powiedzieć, aby ta myśl nastrajała mnie pozytywnie. Bałem się jak diabli, że nie dam rady przejechać tego o własnych siłach. Na początku Marek - mechanik przejechał się ze mną na rowerze górskim. W Białymstoku przytrafił mu się (komu innemu mogło się coś przytrafić jak nie jemu?) przykry wypadek. Mimo dramatyzmu sytuacji (przed dojazdem do skrzyżowania zahamował zbyt gwałtownie i przeleciał przez kierownicę) nic mu się nie stało, a my mieliśmy temat do żartów na kilka godzin.
Całe szczęście, że większość trasy tego dnia była lekko zjazdowa, a i wiatr trochę mi pomagał. Toteż jak i wczoraj, mięśnie mogły powoli wracać do pełnej sprawności. Miałem oczywiście kryzys tuż przed Augustowem, ale półgodzinna drzemka zrobiła swoje.
Nie miałem zbyt wiele czasu by się rozglądać. Musiałem być skupiony na drodze i równomiernym rozłożeniu sił. A szkoda, bo widoki były szczególnie tu na wschodzie bardzo ciekawe. Nie miałem także okazji kontaktu z tubylcami, ale słyszałem opinie ludzi z zespołu. Byli pozytywnie zaskoczeni ich uprzejmością i bezinteresownością, co niestety u nas poznaniaków jest coraz rzadszą cechą.
Gdy nastał zmierzch wstąpiły we mnie nowe siły. Co prawda na sto kilometrów przed Elblągiem zaczęła się paskudna, dziurawa droga „urozmaicona” kilkukilometrowymi odcinkami bruku, tak że musiałem przesiąść się na rower górski. Oj, nie zapomnę tej drogi! Jednak, gdy przyjechałem na miejsce przed 2:00, to miałem tyle energii i chęci, że mógłbym jeszcze jechać dobre dwie godziny. Efekt jojo czy co?