Docieram do Nicei.
Bardzo dobrze prowadzą mnie drogowskazy. Nie zwiedzam jednak miasta, bo za duży tu ruch, a inhalacje spalinami są średnio przyjemne. Jadę nad plażę i podziwiam turkusowy kolor Morza Liguryjskiego.

Nadbrzeżną promenadą jadę do Monako, ale droga nie jest wcale taka łatwa. Jest tu trochę podjazdów. A do tego temperatura w słońcu wynosi 50 0C! Dochodzi jeszcze spora wilgotność powietrza, więc oddycha się ciężko. Wypijam litry „Isostaru”, by ugasić nieustające pragnienie. W końcu docieram do Monako - punktu zwrotnego mojej wyprawy. Przepiękne miasto. Niesamowite tunele i port, w którym cumują ekskluzywne "łajby".

No i oczywiście charakterystyczny budynek Grand Casino, do którego wstęp kosztuje 50 dolarów (na pierwszą grę).
Postanowiłem, że nie będę rozbijał im kasy, a zresztą nie wyprasowałem garnituru. Podziwiam jeszcze luksusowe samochody i opuszczam Monako z żalem, bo od dziś powoli wracam do domu.
Przejechałem dotychczas 2880 kilometrów.