Następnego dnia zwiedzam Salzburg. Faktycznie jest uroczy. Na starówce z wielu miejsc dochodzą dźwięki muzyki. Wszak jest to miasto Mozarta.
Zwiedzam także piękne miasto Passau w Niemczech. W tutejszej katedrze znajdują się największe na świecie organy piszczałkowe. Ponadto w Passau dość ciekawie wygląda miejsce, gdzie rzeka Inn wpada do Dunaju. Wjeżdżam do Czech i teraz dopiero widzę, jak wiele brakuje tu do standardu europejskiego. Kiepskie drogi i ich oznakowanie, brak ławek na przystankach autobusowych, sklepy nie z tej epoki, brak informacji turystycznej, utrudniony dostęp do toalety i ludzie mniej przyjaźni. Zwiedzam jeszcze Pragę, gdzie roi się od Polaków i Japończyków.
Następnego dnia po 140 kilometrach jazdy docieram do Jeleniej Góry. Przekraczając granicę mam łzy w oczach. Dwa miesiące bez kontaktu z Polską robi swoje. Następnego dnia pokonuję 180 kilometrów, by dotrzeć do Leszna. To najdłuższy etap w mojej podróży. Nocuję u ciotki. Nazajutrz od Kościana „eskortowany” przez przyjaciela dzielnie pedałującego na składaku, docieram do Poznania. Wracam do domu szczęśliwy, że dokonałem tego, co wydawało się niemożliwe do zrobienia.