Dookoła Alp 1995 Japonia 1996 Dookoła Polski 1997 Madagaskar 1998 Wielki Kanion 1999 Kuba 2001 Meksyk, Belize, Gwatemala 2005 Sri Lanka 2006 Krym, Mołdawia, Rumunia 2008 Korsyka i Sardynia 2009 2021 2022 2023 Sorry, your browser does not support inline SVG.
Isalo

Ten park nazywa się Isalo. Przewodnik stwierdził, że lepiej będzie jeśli pojedziemy rowerami, bo to 18 kilometrów stąd. Rower można było wypożyczyć, ale powiedziałem mu, że mam swój. Jego zdziwienie było większe, gdy usłyszał, że przejechałem już na wyspie 1600 kilometrów. Do Parku dotarliśmy w spokojnym tempie, jednak mój towarzysz wykazywał wyraźne odznaki zmęczenia. Przywiązaliśmy rowery do drzewa za pomocą zapięcia, które zawsze mam ze sobą i dalej na piechotę poszliśmy w kierunku Kanionu Moye. Przewodnik zdjął klapki, kiedy zaczęły się kamienie. Tak było mu wygodniej! Weszliśmy w Kanion. Zawalony był mnóstwem głazów. Bardzo powoli szło nam przeciskiwanie się między nimi. Dotarliśmy do miejsca jak z bajki. Palmy, szemrzący strumyk, spadający ze skalnej półki maleńki wodospad i mała piaszczysta plaża. Po krótkim wypoczynku poszliśmy dalej. Spotkaliśmy siedzącą na drzewie rodzinę lemurów sifaka. Prześmieszne zwierzaki - czarny pyszczek kontrastuje z białym futrem. Matka z młodym uczepionym futra wdzięcznie pozowała mi do zdjęć.

Następnego dnia postanowiliśmy odwiedzić inne miejsce w Parku. Po drodze przewodnik nie pozwolił odpocząć mojemu Canonowi. Sfotografowałem śpiące pod kamieniami skorpiony i niesamowitą roślinę - Pachypodium rosulatum, zwane także stopą słonia. Roślina ta wygląda naprawdę niezwykle: bulwiasta łodyga koloru szarego, z której wyrastają cienkie, delikatne gałązki z żółtymi, drobnymi kwiatkami i zielonymi listkami.

Później dotarliśmy do naturalnego basenu utworzonego przez tamę z kamieni. Rajski zakątek. Dosłownie! Basen głęboki na 2,5 metra, woda czysta jak kryształ i o temperaturze 25 oC. Do tego jeszcze mały wodospad, pod którym można wymasować obolałe kości. Dookoła palmy. Uwierzcie, że nie chciało mi się stamtąd wracać do rozgrzanego upalnym słońcem hotelu. Ale przewodnikowi spieszyło się do domu. Dopiero gdy zrobiło się ciemno i temperatura spadła do przyzwoitych 27 oC wyszedłem z hotelu na posiłek. Sporo czasu straciłem na poszukiwanie sklepiku, w którym serwują piwo z lodówki. Ale udało się! To było to! Kąpiel w rajskim basenie podziałała na moje ciało od zewnątrz, a od wewnątrz uczynił to złoty płyn. Siedząc w barze i spożywając podwójną porcję „akoho sosy”, czyli „kurczaka w sosie z ryżem”, spotkałem Japończyka. „Pogadałem” z nim trochę po japońsku i złapałem go na tym, że nie zna dobrze języka angielskiego. Chce zwiedzać świat, a w żadnym cywilizowanym języku nie potrafi się porozumieć! Niech nie dziwi się później, że miejscowi wykorzystują ten fakt, gdy dochodzi do płacenia za coś. Za przyzwoity hotel zapłaciłem 35000 FMG, a on za pole namiotowe zapłacił 90000 FMG.

Wczesnym rankiem ruszyłem w drogę. Chciałem jak najwięcej nakręcić przed nadchodzącym upałem. O 8:30 w cieniu było już 32 oC! Po południu temperatura w słońcu osiągnęła 50 oC. Musiałem jednak jechać dalej, bo zaplanowałem sobie pokonanie w ciągu tego dnia 180 kilometrów. Ostatnie kilometry pokonywałem resztką sił. Chociaż dzisiejsza trasa była pagórkowata, to te ostatnie kilometry były płaskie jak stół. Jednak nie byłem w stanie jechać szybciej niż 12 km/godz. Noga nie podawała. Gdy dotarłem do celu, noc na dobre już się wokół rozgościła. Z trudem znalazłem hotel, bo w wiosce nie było prądu. I znowu tego wieczoru przydały się czołówka i zatyczki do uszu. Malgasze urządzili sobie hałaśliwą dyskotekę. Mimo, że malgaskie rytmy mi się podobają, to w większej dawce, akurat gdy chce się spać, nie były do strawienia.