Dookoła Alp 1995 Japonia 1996 Dookoła Polski 1997 Madagaskar 1998 Wielki Kanion 1999 Kuba 2001 Meksyk, Belize, Gwatemala 2005 Sri Lanka 2006 Krym, Mołdawia, Rumunia 2008 Korsyka i Sardynia 2009 2021 2022 2023 Sorry, your browser does not support inline SVG.
W Tokio
Lot był dla mnie bardzo męczący, bo nie mogłem zasnąć. Po dziewięciu i pół godzinach od startu wylądowaliśmy na lotnisku w Narita, około 60 kilometrów od centrum Tokio. Podczas kontroli paszportowej spotkało nas małe zaskoczenie. Japończycy nie chcą nas wpuścić tam gdzie powinni. O co chodzi? - pytam się - przecież mamy wizy. Na to celnik łamanym angielskim odpowiada, że na karcie wjazdowej nie podaliśmy miejsca noclegu. A skąd ja mogłem wiedzieć gdzie dane nam będzie spędzić noc? Żebym wiedział, że to takie ważne gdzie się śpi, to bym napisał cokolwiek. Tłumaczę celnikowi, że to jest wyprawa rowerowa itd., itd., ale widać, że trafiłem na opornego zawodnika. Żąda ode mnie programu wyprawy i Bóg jeden wie czego jeszcze chce. Na końcu kazał pokazać ile mamy pieniędzy. Zamachałem mu przed nosem plikiem studolarówek i zaraz się odblokował. Całe zajście trwało ponad pół godziny.
Wychodząc z lotniska przeżyliśmy mały szok. Jak tu dojechać do Tokio, kiedy wszystkie napisy są po japońsku (znaki kanji) i do tego, o zgrozo!, ruch lewostronny. Na początku woleliśmy jeździć po chodnikach. Najpierw zrobiliśmy rundkę po Narita, by po chwili wrócić na lotnisko. Musieliśmy kupić porządny atlas Japonii i mapę Tokio. Później ruszyliśmy w kierunku Tokio, ale po 25 kilometrach musieliśmy schronić się przed deszczem. Miejsce pod mostem wydawało się doskonałe. Ledwo usiadłem, położyłem głowę na kolana i zasnąłem. Bezsenna noc zrobiła swoje. A deszcz nie przestał padać aż do rana. Rozbiliśmy więc obóz pod mostem. Podczas, gdy ja smacznie spałem, przyzwyczajony do tego, że podczas wypraw śpi się w przeróżnych miejscach - Sławek spędził noc niespokojnie. Ale czy można mu się dziwić, zważywszy, że nad ranem obudził nas straszliwy huk. Jakiś Japończyk zasnął za kierownicą i uderzył w barierkę mostu. Właśnie tego pod którym spaliśmy. Następnego dnia pojechaliśmy do Tokio.

Praktycznie cała droga wiodła przez wielkie, nie kończące się miasto. Ruch był straszny. Na dodatek zaczęło padać. Błądziliśmy. Nie mogliśmy trafić do centrum. Ciężko się było cokolwiek dowiedzieć od Japończyków, bo w większości nie znają języka angielskiego. W końcu po jakimś czasie dotarliśmy do dzielnicy Ginza. Jest to bardzo znane miejsce w Tokio. Szczególnie ładnie jest tu nocą, gdy migają tysiące neonów.
Zrobiło się ciemno, więc skierowaliśmy się do upragnionego schroniska młodzieżowego, w którym chcieliśmy się wyspać i umyć. Ale po długich poszukiwaniach, gdy w końcu dotarliśmy na miejsce, okazało się, że nie ma wolnych miejsc. Kierownik schroniska potraktował nas bardzo obcesowo. Zupełnie nie przejął się tym, że nie mamy teraz co z sobą począć. Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji. Ale zauważyliśmy, że nieopodal jest łaźnia. Bowiem znajdował się tu pokaźnych rozmiarów kompleks hotelowo-sportowy. Wmieszaliśmy się w gości hotelowych i dokonaliśmy stosownych ablucji. Okazało się, że znalezienie taniego noclegu w Tokio to nie lada kłopot. Nikt nic nie wie o tanich gościńcach lub pensjonatach. Nawet na posterunku policji nie potrafiono nam pomóc. Nocleg w drugim tokijskim schronisku młodzieżowym też odpadał, gdyż znajduje się ono bodajże na czternastym piętrze wieżowca. W tym przypadku przetransportowanie naszego bagażu byłoby bardzo uciążliwe. Stwierdziłem, że spróbujemy, starym, sprawdzonym sposobem, przespać się w parku. Rozbiliśmy więc namiot w zacienionym miejscu, w znanym tokijskim parku - Yoyogi. Nie mogę powiedzieć żebym się wyspał. Skutecznie przeszkadzały mi w tym błękitne świerszcze stepowe (ładna nazwa, nieprawdaż?), których miliony (nie przesadzam!) prowadziło zaciekłe dysputy. Do tego „śpiewu” wczesnym ranem przyłączyły się jakieś kruki (czy coś w tym rodzaju), tak przeraźliwie kracząc, że nie sposób było zasnąć. Około godziny siódmej wysuwam głowę z namiotu i co widzę? Japończyków biegających w pobliżu. Z kamienną miną udawali, że nas nie widzą. My też jak gdyby nic się nie stało zaczęliśmy (co prawda w pośpiechu) zwijać namiot.

Gdy wyjechaliśmy z parku, stwierdziliśmy, że mamy dość zwiedzania Tokio i czym prędzej postanowiliśmy wyrwać się z tego hałasu i smogu. Znaleźliśmy jednak kilka chwil na obejrzenie shintoistycznej świątyni Yasukuni. Świątynia ta poświęcona jest bóstwom wojny i cześć oddaje się tam m.in. kamikadze.

Dla niewtajemniczonych podaję, że shinto to stara japońska religia, o największej liczbie wyznawców (na drugim miejscu jest buddyzm). Jest to religia pogańska, naturalna, oddająca cześć niezliczonym bóstwom.