Kiedy ponownie wsiedliśmy na rowery słońce zdawało się być coraz wyżej, temperatura rosła szybciej niż podjazdy. Dopiero o 16.30 jechało się dobrze. Dzięki kilkunastokilometrowemu zjazdowi o 18.40 jesteśmy już w Bałakławie. Bałakława to komunistyczne bloki na wjeździe, winnice a później ruchliwy port. Z noclegami ciężko. Odpuściliśmy sobie hotel - najtańszy pokój 600 uah. Igor poszedł negocjować w jedynym punkcie "żylje". Miało być 2km od centrum a na nasze oko było ok. 5km i jeszcze nie był to koniec dojazdu do kwatery! Jakieś boczne uliczki i mocno pod górę. Zrezygnowaliśmy bo do muzeum byśmy szli stąd godzinę nie mówiąc o jakimś sklepie z czymś do jedzenia! Wróciliśmy na główny plac przy porcie i dolina - nie ma innych noclegów. A zwłaszcza na jedną noc. Ale Igor to psychiczny twardziel. Powiedział, że będziemy krążyć i musi się coś znaleźć. I tutaj spostrzeżenie: nie lekceważcie napisów na murach! Było napisane: kwartiry i Igor poszedł w tym kierunku. Co prawda w tym miejscu nikogo nie było ale kawałek dalej facet siedział przed domkiem. A kiedy Igor zapytał, czy nie wie gdzie jest jakiś pokój, on na to, że u niego jest. Tym sposobem spaliśmy u Miszy na ul. Basziennaja 17. Skromny bardzo pokoik, prysznic na zewnątrz a jeszcze dalej wychodek ale czuliśmy się tam super. Zwłaszcza za 80 uah :-) Mogliśmy korzystać z kuchni, chciał nam udostępnić pralkę, pomógł wnieść bagaże i mogliśmy zostać do której chcieliśmy. On szedł następnego dnia do pracy, więc mieliśmy zamknąć a klucze wrzucić przez okno. Wykąpaliśmy się, powiesiliśmy pranie z poprzedniego dnia by doschło i poszliśmy coś zjeść. Tanio w tej miejscowości nie jest, ale raz mogliśmy sobie pozwolić na „poznańskie ceny”. Poza tym w końcu trzeba było kiedyś napić się wina krymskiego no nie? Dzisiejszy dystans 75km.
Rano taksówka do muzeum na drugą stronę zatoki i wchodzimy do środka o godz. 10.00. Akurat uzbierała się odpowiednia grupa. W czasach ZSRR wykuto w skałach zatoki w Bałakławie sztolnię, w której mieściła się fabryka łodzi podwodnych. Była to jedno z najpilniej strzeżonych tajemnic ZSRR. Sama baza powstała w połowie lat 60-tych na rozkaz Stalina w związku z wydarzeniem w Hiroshimie i Nagasaki. Roboty ziemne odbywały się wyłącznie w nocy. Dostęp do bazy mieli tylko pracownicy i oficerowie. Pierwszy okręt podwodny wpłynął do niej w 1961 roku. Do lat 90 była zamaskowana i niedostępna dla zwykłych ludzi. W 2003 roku utworzono w tym miejscu muzeum floty czarnomorskiej Ukrainy. Zwiedzanie trwa ok. 1 godziny. Ogląda się miejsce gdzie naprawiano łodzie a także przechowalnie torped i głowic. Przechodzi się tunelami z kilkoma drzwiami grubości 40-60 cm! W pewnym miejscu korytarze przykrywa 250m warstwa skał. To wszystko miało chronić przed atakiem bombowym silniejszym niż w Hiroszimie. Na końcu zatoki znajduje się brama wylotowa. Wszystkie wloty i wyloty z bazy były przykryte siatką maskującą, okręty wypływały i wpływały pod wodą, więc nigdy nie było wiadomo ile ich jest na terenie bazy w danym momencie. Bazę zaczęto likwidować w 1992 roku a w 1995 wywieziono ostatnią łódź. Bałakława tak jak pobliski Sewastopol przez kilkadziesiąt lat była miastem zamkniętym, nieistniejącym na mapie, w którym ludzie żyli jak w więzieniu. Nie mieli możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym. Za to niczego innego im nie brakowało. W tutejszych sklepach mogli kupić to czego inni Rosjanie nie widzieli nawet z okazji wielkich Świąt. Dzisiaj zatoka znowu pełni rolę przystani dla jachtów i łódek. Przepiękny widok na zatokę rozciąga się z położonych wyżej ruin twierdzy genueńskiej Czembalo. Pozostałości wybudowanej w latach 1357-1433 twierdzy są najsławniejszym zabytkiem i symbolem miasteczka.