Następnego dnia mieliśmy wstać o 6:00 rano, wstaliśmy o 8:30 - mały poślizg ;-) Przyszwędał się mały kociak, więc zabawy z nim zajęły nam dobre kilkanaście minut. Jeszcze pamiątkowe zdjęcie z gospodarzami i wyjeżdżamy po 10:00. Droga biegnie wzdłuż morza, więc jest wiatr. Na szczęście bardziej boczny, niż prosto w nas. Turkusowy kolor wody w zatoce przy Mieżwodnoje mnie osłabia. Igor - wróg wyjazdów nad Morze Bałtyckie - tutaj tylko czeka na sygnał czy zjeżdżamy i się kąpiemy;-)
Widzieliśmy już pędzone drogą krowy, konie, pasły się przy niej kozy i gęsi, ale dzisiaj pierwszy raz widzieliśmy przydrożny wypas świń! Facet je pędził, a one - tak jak posłuszne psy - szły tam, gdzie kazał, chrumkając sobie coś „pod nosem” (powinnam napisać „pod ryjem”?) W miejscowości Sterjeguszczjeje, w przydrożnym barze jemy przepyszne, domowe jedzenie. Później dalej w drogę - chcemy zajechać do Portowoje. Końcowe 30 km jedzie się wyśmienicie. W Rozdolnoje szok - droga rowerowa! Co prawda tylko 1,5 km, ale to pierwsza droga rowerowa którą spotykamy na Krymie! W Portowoje pytamy o nocleg i babcia gdzieś nas prowadzi. Dziadek, u którego mamy się zatrzymać ledwie chodzi, ledwie słyszy. Ale ma jakieś noclegi. Są u niego na "oddychu" jacyś Państwo z Rosji. Pokazują nam pokój. Trzy łóżka, pajęczyny między nimi, zaduch totalny, małe okienko, które jest zamknięte na gwóźdź, pełno pająków, wszędobylskie mrówki, ale jest prysznic na zewnątrz. Cóż - następnego dnia stwierdzimy, że trzeba nauczyć się odmawiać. Dzisiaj zostajemy. 25 uah/osoba - miejsce stanowczo nie jest warte tych pieniędzy, co też stwierdzimy jutro porównując z innymi miejscami. Ale jest już 20:00, jesteśmy zmęczeni i baaaardzo chcielibyśmy się wykąpać. Cholera - pająki są wszędzie: przy drzwiach, na linkach od prania, na krzakach przy "domku", pod prysznicem, nad moim łóżkiem - wszędzie! A! Moje łóżko to raczej trampolina, która zapada się prawie do podłogi. W nocy nie mogę spać, co chwilę coś przeganiam to z ucha, to z nosa. Dystans dzisiejszy 95 km
Budzę się z pogryzionymi plecami i nogami. Super noc! Około 9:00 idziemy na plażę - czas wyrównać trochę "rowerową opaleniznę". Plaża nas rozczarowuje - owszem piasek, ale woda zmącona, z mnóstwem glonów, które wysychając na brzegu nie sprawiają estetycznego wrażenia. Do naszej szopy wracamy trochę okrężną drogą między budującymi się domami. Wpadła nam w oko zaczęta budowa jednego z domów. Hm…pewnie za kilkaset lat te krzywe ściany zadziwią archeologów ;-)
Po powrocie pakowanie, kąpiel i opuszczamy to miejsce z dużą ulgą. Jedzie się tak sobie – stary, dziurawy asfalt. No i nic się nie dzieje. O przepraszam - wjechaliśmy w tereny z jeziorami, kanałami i rzekami, więc komary pojawiają się znikąd i kąsają jakby od lat były na głodówce. Nie działają tutaj żadne środki przywiezione z Polski. Jutro spróbujemy kupić coś w tutejszej aptece.