Dookoła Alp 1995 Japonia 1996 Dookoła Polski 1997 Madagaskar 1998 Wielki Kanion 1999 Kuba 2001 Meksyk, Belize, Gwatemala 2005 Sri Lanka 2006 Krym, Mołdawia, Rumunia 2008 Korsyka i Sardynia 2009 2021 2022 2023 Sorry, your browser does not support inline SVG.
Polska wioska Styrcza

Jedziemy do Bielc. Droga mija dość szybko, bo jest mało podjazdów. Już w Bielcach, na schodach jakiegoś marketu czekam aż tabletka przegna nękający mnie od kilku kilometrów ból głowy. Podjeżdża do nas dwóch rowerzystów. Jeden z nich – Wasia - zaprasza nas do siebie na noc. Trzeba jednak do niego dojechać 6 kilometrów obwodnicą z kilkoma podjazdami. Po wejściu do mieszkania przeżywamy mały szok - pokoje na wprost wejścia to raczej rupieciarnia, a nie miejsce gdzie moglibyśmy spędzić noc. Widzę, że Igor też ma minę nie tęgą. Już mam ochotę się wycofać z tego miejsca, gdy Wasia zaprowadza nas dalej do swojego pokoju, który wygląda normalnie. Tu będziecie spać, a ja pójdę spać obok na balkonie - mówi Wasia. Okazuje się, że jest to duże, 100-metrowe mieszkanie, więc miejsca jest sporo. Potem Wasia zabiera nasze ciuchy by wrzucić je do pralki. Za chwilę na stole ląduje kolacja: pyszne pielmieni, które przed połknięciem zanurza się w gęstej, słodkiej śmietanie. Do tego piwo, więc języki się rozwiązują. Z Wasią rozmawiamy po angielsku, a z jego ojcem po rosyjsku. Wasia od 3 lat jest właścicielem sklepu rowerowego w Bielcach - jednego z trzech w całej Mołdowie. Jego sklep jest mały – ok. 30 m2, ale jak sam mówi: kiedyś będzie lepiej. Skąd my to znamy! Wasia jest w szoku, gdy mówimy, że w samym Poznaniu jest około 15 sklepów rowerowych. Igor dzieli się z nim naszym doświadczeniem. Widać, że chłopak wie czego chce: "rowery to moje życie" - mówi. Dystans 119 km

Ponieważ Wasia o 9:00 musi być w pracy, a jeszcze chce pojechać kawałek z nami by wyprowadzić nas z miasta drogą na Styrczę - wstajemy o 7.00 rano. Chcemy dzisiaj przekroczyć granice z Rumunią w mieście Costesti i po drodze wstąpić do polskiej wioski Styrcza (Starcea), o której sporo słyszeliśmy.

Około południa po dojechaniu do Glodeni szukamy drogi do Styrczy, ale nie ma żadnego drogowskazu. W oddali widać katolicki kościół, więc to musi być tutaj. Skręcamy w polną drogę. Czuję jakąś niemoc w sobie. Igor mówi, że dostałam wczoraj lekki udar słoneczny i od tego mnie głowa wczoraj bolała. Kiedy dojeżdżamy do kościoła wiemy już, że chcemy tutaj nocować. Wchodzimy do środka, na ławkach leżą kartki z pieśniami po polsku. Zagadujemy siostrę zakonną, pytamy o możliwość noclegu w Styrczy. Odsyła nas do Domu Polskiego, który znajduje się na końcu wsi. Pani opiekująca się domem zgadza się żebyśmy spędzili tutaj noc. Śpimy w głównej izbie na materacach. Swobodny dostęp do łazienki i kuchni. Super! Zamierzam leżeć resztę dnia. Szybkie pranie i kanapki. Poznajemy Ignacego - następnego dnia ma dobić reszta ekipy. Mówi, że przyjeżdżają tu od kilku lat i zajmują się miejscowym muzeum. Zaczęli jeszcze na studiach (Etnografia) i wkręcają w to kolejne pokolenia studentów. Zaprasza nas na spacer do muzeum. Zaprasza nas na spacer do muzeum. Mieści się ono w starej chacie, którą przeznaczyła na ten cel Pani Górska. Widać ile pracy trzeba jeszcze włożyć, by skatalogować i opisać posiadane eksponaty. Godzinkę trwało opowiadanie i dotykanie eksponatów kiedy Ignacy powiedział, że sąsiad woła "na pięćdziesiąteczkę". Zostaliśmy zaproszeni do kuchni Państwa Kotulewiczów. Na stole lądują kolejno talerze z żółtym serem i masłem, twarogiem ze śmietaną, bryndzą, czosnek i sól, pomidory i ogórki, wędlina, chleb i pyszne pieczone bułki z dynią - placenta. Oczywiście wódeczka i kompot z brzoskwiń. Wszystko robione rękoma gospodyni! Niewiarygodne tempo rozmowy, picia i jedzenia spowodowało brak kontroli nad upływającym czasem. Po jakimś czasie dołącza do nas córka gospodarzy Paulina mówiąca dobrze po polsku. Zaczyna się intensywniejsza rozmowa. Niewiarygodne spotkanie 3 stopnia jak my to nazywamy. Dowiadujemy się znowu kilku ciekawych rzeczy, poznajemy miejscowe plotki. Na szczęście w odpowiednim czasie pada hasło odwrotu. Jest prawie 22.00. Dostajemy "wyprawkę żywnościową". Jesteśmy żegnani jak najbliższa rodzina. I tak oto odpoczęłam od roweru w nieco inny od zamierzonego sposób ;-)