Rano aż chce się jechać wiedząc, że mamy w planach tylko krótki odcinek do Kiszyniowa. Droga ruchliwa, ale kultura jazdy kierowców mołdawskich pozwala nam jechać bez obawy o życie. Po 11 km wielki napis "Kiszyniów". Już? Okazuje się, że do centrum mamy jeszcze 9 km. Niestety droga jest wąska, dwukierunkowa, potwornie wyboista i z dziurami większymi od studzienek kanalizacyjnych. Jedziemy prosto na dworzec kolejowy by zapytać o noclegi. Ale babuszek nie ma :-(
Krążymy jeszcze chwilę i nasz wzrok pada na pocztę. Igor załatwia karton i nadajemy paczkę do Polski z niepotrzebnymi nam już rzeczami: płetwy, fajki, maski, przewodnik po Krymie i mapy. Uwaga! Pani na poczcie mówiła po angielsku!
Docieramy na ul. Negruzzi 1, gdzie mieści się biuro pośrednictwa kwater Adresa
(www.adresa.md). Igor załatwia kawalerkę za 20 euro. Co prawda 6 piętro, ale działa winda. Wejście do bloku wymusza mocniejsze ściśniecie rękojeści noża ale samo mieszkanko jest super - duża loggia, kuchnia z nową lodówką, wyposażona w naczynia i garnki, łazienka z wanną i ręcznikami, korytarz z szafą i sypialnią. Czysto i schludnie. Kąpiemy się, mała przepierka i idziemy zwiedzać miasto. Docieramy na główną ulicę Stefan Cel Mare. Ma ona długość ok. 4km i mniej więcej w połowie znajduje się charakterystyczna budowla tego miasta – Łuk Triumfalny. Pierwotnie zwany był Świętymi Wrotami. Powstały w roku 1840 dla uczczenia zwycięstwa Armii Radzieckiej nad Turkami w 1812r. W osi Łuku znajduje się katedra prawosławna z dzwonnicą. Dookoła rozciąga się Park Katedralny. Po przeciwnej stronie Łuku stoi szare pudło – siedziba mołdawskiego rządu. Za nią, z pomnikiem Stefana Wielkiego rozciąga się park jego imienia. W tej samej części miasta stoi nowoczesny Pałac Prezydencki a naprzeciw budynek Parlamentu. Szczerze powiem, że atmosferę starego Kiszyniowa można poczuć wałęsając się po bocznych uliczkach, parkach i po zielonych alejach. Z ładniejszych i ciekawszych budynków warto zobaczyć Miejski Ratusz, Salę Organową, Dworzec kolejowy, Kościół św. Pantelimona. Kiszyniów jest bardzo zielonym i czystym miastem. Nie czuje się, że to stolica. Liczne parki zajmują powierzchnie niemal połowy miasta!
Od kilku dni mam ochotę na porządne ciastko. Szukamy więc polecanej w przewodniku kawiarni Patise Pani Pit. Jest to piękna, klimatyczna, zabytkowa kawiarnia. Klimatu dopełniają stylowo ubrane kelnerki. Siadamy w ogródku by cieszyć się ciepłym wieczorem. Zdążyliśmy złożyć zamówienie, kiedy pojawił się grajek i zaczął ustawiać keyboard. Po chwili dołączył do niego kolega grający na saksofonie. Zrobiło się tak romantycznie i tak klimatycznie, że postanawiamy zostać tu na kolacji i może trochę potańczyć. W końcu są moje urodziny :-) Najmniejszym problemem jest to, że ubrani jesteśmy w krótkie spodenki i trampki ;-) Dalszy ciąg zwiedzania miasta miał charakter "zwiedzania nocnego na lekkich rauszu". O tej porze na ulice miasta wylegają "grupy wieczorne”, czyli zakochani i nocni rowerzyści. Robimy kilka fotek kierując się już do mieszkania. Wino wystarczająco mnie zmiękczyło i Igor nie musi śpiewać mi kołysanki. Dystans 27 km.